Wspomnienia Johna Grahama - cz. I, Historia Ol49-12
John to człowiek z koleją związany odkąd pamięta. W maszynach parowych widzi duszę i potencjał, którego nie posiadają dzisiejsze, nowoczesne i w pełni elektryczne maszyny. Do Pyskowic trafił w latach 90, kiedy to pracował w branży ogrodniczej. Hurtowo skupował w Polsce rośliny i artykuły ogrodnicze, a następnie eksportował je do Anglii. Na ślady kolejowej potęgi w Pyskowicach wpadł przypadkiem, i jak mówi, od razu zakochał się w tym miejscu oraz jego zabytkowym potencjale.
John Graham na stanowisku maszynisty w budce parowozu, oraz podczas przerwy w pracy przy kotle TKp4422. Jak sam wspomina z przekąsem: "A bottle of Tyskie always made the work go better!" (Butelka Tyskiego zawsze sprawia, że praca przebiega lepiej!).
Na ratunek Ol49
John: Mamy rok 1994. Wróciłem ze spotkania z przedstawicielami PKP w Warszawie, gdzie próbowałem kupić Ol49. Zażądali jednak szalonej ceny 100,000 funtów. Spotkałem się z Krzysztofem w jego domu. On powiedział mi, że kilka Ol49 stoi na lokalnym trupowisku w Herbach.
Zapytany o cel zakupu maszyny odpowiada iż planował przetransportować ją do muzeum w Wielkiej Brytanii. Zaznacza jednak problem transportowy, dotyczący wysokości parowozu. Ol49 była zbyt wysoka, dlatego zaczęto szukać lokalizacji blisko kanałów portowych, do których można by było zabrać parowóz. W końcu padło na Maldegem w Belgii. John w poszukiwaniu odpowiedniego egzemplarza, wyruszył do Herbów, gdzie stacjonowało 8 wystawionych na sprzedaż parowozów serii Ol49.
John: Pojechałem tam następnego dnia i zgodziłem na cenę 5,000 funtów. Po dokładnym przeglądzie, zarezerwowałem dwie maszyny: Ol49-12 i Ol49-24. W tym momencie, zacząłem zbierać fundusze by kupić jedną, w najlepszym wypadku obie maszyny. W miesiąc zebrałem pieniądze na zakup jednej i zdecydowałem się na najbardziej oryginalną Ol49-12.
W tym czasie Pyskowice trzymały pod szopą lokomotywy ST44. W związku z brakiem miejsca, Ol49-12 miała więc zostać przewieziona do Kotlarni. Pojawił się jednak kolejny problem z transportem, na razie, na drodze do Pyskowic. Nigdy nie transportowałem lokomotywy w stanie złomu po torach PKP. Powiedziano mi, że powinienem załadować ją na wagony, a nie puszczać w ruch na własnych kołach! Żadne przepisy PKP tego nie określały, jednak ich inspektor, wskazał jako argument decydujący brak sprawnych hamulców i kilka innych defektów. Naprawiliśmy więc wszystkie niesprawne elementy, które mu się nie podobały, dzięki dyrektorowi lokomotywowni w Tarnowskich Górach. Ten sprzedał mi nawet nowe części i oleje do naprawy. Kiedy wszystko było gotowe, inspektor porzucił swoje zastrzeżenia i dał pozwolenie aby "dwunastka" mogła przejechać na własnych kołach do PMP-PW w Kotlarni po torach PKP.
Krzysztof Jakubina był konwojentem transportu, a John, jechał samochodem zaraz za nim, z olejem i narzędziami w samochodzie, przygotowanymi na każdą ewentualność. Ol49-12 dojechała do północnej części szopy w Pyskowicach. Dzięki pozwoleniu, które załatwiono od dyrektora lokomotywowni, znalazło się wolne miejsce i maszyna mogła tam stacjonować. Miano wtedy powiedzieć dyrektorowi depo o „szalonym angliku, który chce zabrać Oelkę do swojej szopy”.
John: W Kotlarni wszyscy myśleli, że jestem szurnięty. Na początku nawet Krzysiek. Ja wiedziałem, że nie jestem. Kolejną rzeczą na długiej liście tych niemożliwych do zrobienia, było wyremontowanie silnika parowego bez ZNTK. Nie było o tym żadnych regulacji, więc stworzyliśmy nowe.
Nie mieliśmy książek kotłowych dla parowozu, nie mieliśmy więc pojęcia o tym, jak długo on już pracował. Po wielu próbach telefonicznych, skontaktowałem się z inspektorem z Piły, który dał mi kopie ostatniego raportu o stanie kotła. Terminy wykazywały, że mogliśmy go rozpalać już w 1994-tym i dwa lata nim go zakupiłem; jednak tego nie zrobiliśmy.
Pozbawiliśmy go wszelkiego osprzętu, rurek, i zimą 1994/1995 został przetestowany. Według standardów brytyjskich, był to złom, więc zamówiłem nowy kocioł, wszystkie złączki, regulatory i palenisko. Pudło zostało odrdzewione i pomalowane farbą, która wytrzymywała do 700 st. C. Podczas próby ultradźwiękowej wykazano, że dno kotła jest grube na ok. 2,5mm co zgadzało się z prawem brytyjskim i polskim. Pęknięte jednak było centralne koło napędowe. Zdjęliśmy je i zawieźliśmy do Przezchlebia. Jerzy Wicher był tam kierownikiem. Naprawił koło i łożyska.
Efektem rozpoczętej współpracy polsko-angielskiej, Ol49-12 jak i kilka innych maszyn, na przestrzeni kilku lat opuściło granice Polski, co było dla wielu z nich jedynym sposobem na uniknięcie złomowania. Wyremontowana „dwunastka” jeździła w belgijskim muzeum Maldegem bardzo długo, bo aż do 2006 r. Następnie przestała w nim na bocznym torze równo dekadę, by w 2017 r. mógł wykupić ją i przetransportować na powrót do Polski, Serwis Pojazdów Szynowych Mieczkowski.
Maszyna w atmosferze gorącego, medialnego przywiania w ojczyźnie, została przetransportowana do Lisiego Ogona w częściach, gdzie rozpoczęto prace nad jej przywróceniem do stanu czynnego.
(po lewej): niezidentyfikowany numer serii Ol49. Na podstawie zamontowanego na dymnicy trzeciego reflektora, można przypuszczać iż będzie to jeden z wyższych numerów, z końcowego okresu produkcji tych maszyn.
(po prawej): niezidentyfikowany numer serii Ol49.
Prawdopodobnie obydwie ze wskazanych maszyn, w krótkim czasie po wykonaniu fotografii, pocięto na złom.
(po lewej): ostawiona Ol49-15, skreślona ze stanu w roku 1993 i przetransportowana dwa lata później do trupowiska w Krzeszowicach, z miejsca ostatniego zatrudnienia, tj. MD Ełk. W 2008 r. uratowana od złomowania i przewieziona przez TOZK do skansenu w Pyskowicach.
(po prawej): ostawiona Ol49-29, skreślona ze stanu w roku 1993. Jej ostatnim miejscem pracy była również MD Ełk. Została uratowana od złomowania i w 1997 r. została przetransportowana do miejscowości Stare Juchy, gdzie ustawiono ją jako pomnik.
(góra): odstawiona w Herbach Nowych Ol49-56. Fotografie wykonano z początkiem lat 90. Maszyna została skreślona ze stanu i zezłomowana najprawdopodobniej w roku 1992. Jej ostatnim miejscem pracy była MD Przeworsk. Za lokomotywą widoczny długi sznur wielu innych, wycofanych z eksploatacji maszyn parowych.
(po lewej): odstawiona Ol49-65, która w tym samym czasie podzieliła historię numeru „56”. Jej ostatnim miejscem pracy również była MD Przeworsk.
(po prawej): odstawione Ty45-418 na pierwszym, i prawdopodobnie Ty2-1104 na drugim planie. Czterdziestka-piątka została pocięta w okolicach roku 2007 po dłuższej wegetacji w tarnowskich krzakach. Ty2 służył tutaj jako kocioł stały, który pocięto w roku 2004.
(po lewej): odstawione parowozy osobowe serii TKt48 o niezidentyfikowanych numerach. Najprawdopodobniej widoczna na pierwszym planie maszyna to TKt48-171, skreślona ze stanu i złomowana w roku 1992. Jej ostatnim miejscem pracy była MD Ostrów Wielkopolski.
(po prawej): odstawiony Ty2-1252 w towarzystwie swojej osobowej koleżanki. John nie rozważał wtedy zakupu tak dużej maszyny, jednak nie oszczędzał na kliszy aparatu fotograficznego. Maszyna została skreślona ze stanu w roku 1998, jej ostatnim miejscem zatrudnienia była MD Ełk.
(po lewej): tytułowa Ol49-12. Fotografię wykonano na złomowisku w Herbach Nowych, podczas jej wstępnych oględzin przez Johna Grahama. Jak widać, maszynie wiele brakowało do stanu przynajmniej zadowalającego, a mimo to, udało się ją odbudować i uruchomić.
(środek): transport lokomotywy do Pyskowic za pomocą TEM2-093 (która służy w Kopalni Piasku "Kotlarnia" do dziś).
(po prawej:) fotografia podpisana jako "20 listopada 1993. Naczelnik pyskowickiej lokomotywowni przyjechał obejrzeć „dwunastkę”.
(góra): Ol49-12 oraz TKh-5387 podczas remontu w lokomotywowni KP Kotlarnia w Pyskowicach. Ferrumka została sprzedana do Northampton & Lamport Railway w Wielkiej Brytanii. Tam przebywała do roku 2006, kiedy wykupiło ją Stoomcentrum Maldegem (to samo, do którego trafiła „Oelka”).
(góra): Ol49-12 po generalnym remoncie i przetransportowaniu do Belgii, już jako czynna maszyna. Na portrecie parowozu (fot. pierwsza z lewej), widoczny John Graham (na fotografii 4-ty od lewej) w towarzystwie belgijskich miłośników kolei.
(góra): Lokomotywa została pomalowana w barwy czarno-czerwono-białe i w takim wydaniu jeździła do okolic 2005 r. kiedy podczas renowacji, zyskała zielone akcenty (m. in. budkę maszynisty) oraz wiatrownice z polską flagą.
(góra): Stoomcentrum Maldegem Heritage Railway in Belgium, fotografie udostępnione na zasadzie licencji CC-BY, autorstwa Vitaly Volkov, wykonane w 2005 r.